Obowiązuje już zakaz palenia tytoniu w miejscach publicznych. W tym również, co dla palaczy jest największym ciosem – w pubach i restauracjach. Niepalący się cieszą, bo przepis oznacza koniec z zadymionymi salami i przesiąkniętymi dymem ubraniami. Ale restauratorzy obawiają się, że razem z oparami nikotyny, z lokali zniknie większość gości.
Dym zniknął, z nim zniknęli goście. Spadek będzie, bo obok tych tabliczek, pojawi się kolejna – z zakazem palenia.
Zgodnie z ustawą, która weszła w życie, jeśli w pubie nie można wydzielić zamkniętej i wentylowanej sali dla niepalących – nikt nie może palić. Dla stroniących od nikotyny – to doskonała wiadomość. Ale dla amatorów papierosów – poważna niedogodność.
W wielu lokalach brak dymu, może oznaczać poważny brak klientów. Bo jak twierdzą restauratorzy, 90 procent klientów pali.
Jak wynika z badań, codziennie po papierosa sięga blisko 9 milionów Polaków. Nałogowo pali 34 procent mężczyzn i 21 procent kobiet. Dlatego palacze-bywalcy pubów z niepokojem czekają nadejścia zimy.
Za łamanie zapisów ustawy przewidziane są kary. 500 złotych dla palącego w miejscu publicznym i aż 2000 dla właściciela lokalu za brak informacji o zakazie palenia. Kary nakładać może policja, sanepid, a od jutra również straż miejska. Mundurowi jednak nie przewidują nalotów na lokale.
A palenie w lokalu będzie traktowane jak każde inne wykroczenie. Czyli policyjny patrol interweniować będzie na wezwanie. Na przykład oburzonego niepalącego.