Kuna urodzona w styczniu. Mieszka w leśnym pogotowiu w Mikołowie [ZDJĘCIA]

Do Leśnego Pogotowia w Mikołowie trafiła nowo narodzona kuna. Zjawisko jest o tyle niecodzienne, że zwierzęta te nie przychodzą na świat w styczniu.
Malec został znaleziony pod maską jednego z samochodów w Tychach.

Niezwykłych narodzin o tej porze roku nikt nie potrafi wytłumaczyć.

– Nawet w Instytucie Badania Ssaków w Olsztynie nie spotkali się jeszcze z takim przypadkiem. Zdarzało się np., że z końcem lutego rodziły się dziki albo zające, ale ten przypadek to całkowita anomalia – mówi Jacek Wąsiński, z leśnego pogotowia w Mikołowie. W normalnym cyklu kuny rodzą się na wiosnę, około kwietnia, maja. Styczeń, to nie jest pora nawet na wcześniaka.

Jednak jak podkreśla, maluch rozwija się dobrze, został odrobaczony i normalnie przyjmuje pokarm. Ma jeszcze zamknięte oczy, co świadczy o tym, że na świat przyszedł nie dalej niż kilka tygodni temu.

– Kuny otwierają oczy dopiero po około 30 dniach od narodzin – wyjaśnia Jacek Wąsiński. Za wcześnie jest jeszcze, aby mówić jej przyszłości. – Jest to tak maleńki i delikatny organizm, że tu się jeszcze wszystko może zdarzyć.

Ciekawostką jest również fakt, że zwierzę miało na sobie bardzo dużo kleszczy, które też obecnie powinny zimować.

Pogotowie leśne w Mikołowie działa już od 18 lat, jego założycielem jest Jacek Wąsiński, który prowadzi je po dziś dzień. Rocznie trafia tu nawet kilkaset zwierząt i niestety utrzymuje się tendencja wzrostowa.

– Zimą są to osobniki osłabione, głównie sarny, łabędzie, kaczki, w tym roku jest też dużo nietoperzy. Latem z kolei trafiają do nas raczej młode, które z jakiegoś powodu zostały bez opieki np. bociany.

Głównym celem pogotowia jest wyleczenie i ponowne wypuszczenie zwierząt na wolność. Nie zawsze jest to jednak możliwe, bo niektóre z nich, szczególnie ssaki, szybko przyzwyczajają się do ludzi i raczej nie poradziłyby sobie już na wolności.

Do pogotowia trafiają również wszelkiej maści zwierzęta, które uciekły z domowych hodowli, bądź zostały porzucone.

– Mieliśmy kiedyś 2,5 metrowego węża boa dusiciela, który pełzał gdzieś po osiedlu. Są też króliki miniaturki, fretki i inne. Wielu ludzi nadal jest nieodpowiedzialnych i traktuje zwierzęta jak zabawki – tłumaczy Jacek Wąsiński.

Największym problemem pogotowia są finanse. Sama karma dla zwierząt kosztuje około 10 tys. zł miesięcznie, w zależności od ilości zwierząt. Do tego dochodzą wszystkie opłaty, remonty i budowa infrastruktury. Pogotowie jest finansowane głównie przez nadleśnictwo w Katowicach, ale dokładają się też poszczególne gminy. Jak na razie wszystko działa sprawnie, a zwierzęta zawsze mogą tu znaleźć fachową pomoc i opiekę.

About OldShaterhan

Twórca portalu, rozkochany w Mikołowie. Interesuje się szeroko pojętą informatyką, z którą chce wiązać swą przyszłość. Poza tym interesuje go m.in. teatr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *